Chelsea zaczyna życie bez Abramowicza?

Lata temu, BBC wyprodukowało reportaż o Romanie Abramowiczu. Przechadzając się z kamerą i mikrofonem pod Stamford Bridge, dziennikarz wypytywał upojonych sukcesem kibiców Chelsea o to, czy wiedzą skąd pochodzi majątek właściciela klubu. Odpowiedzi były spójne: „Nie wiem, ale liczy się piłka”. Teraz, kiedy Rosjanin specjalnym oświadczeniem zrzekł się władzy w klubie, jak nigdy wcześniej widać, że w związku Abramowicz-Chelsea liczyło się znacznie więcej, od samej piłki.

Dwa dni po rosyjskim najeździe na Ukrainę, na oficjalnej stronie Chelsea pojawiło się oświadczenie właściciela klubu:

„Podczas mojej niespełna 20-letniej przygody w byciu właścicielem Chelsea, zawsze postrzegałem swoją rolę jako opiekuna klubu, którego najważniejszym zadaniem było dbanie o to, by klub odnosił sukcesy oraz budowanie fundamentów pod przyszłość klubu.

Ważna jest także rola klubu w naszej społeczności. Zawsze kierowałem się dobrem klubu przy podejmowaniu decyzji, teraz chcę dalej się tego trzymać.

To właśnie z tego powodu powierzam stery klubu zarządowi Chelsea’s Charitable Foundation.

Wierzę, że to najlepszy możliwy wybór z perspektywy dbania o interesy klubu, zawodników oraz kibiców”

I tak na papierze zamknęła się, bądź co bądź, piękna przygoda Abramowicza za sterami Chelsea. Dwie dekady, podczas których „The Blues” umocowali się na samym szczycie piłkarskiej piramidy, zdobywając każde z możliwych trofeów.

Bo (zgodnie z popularnym wśród kibiców, choć raczej wykorzystywanym w innym kontekście, powiedzeniem) „oddzielając futbol od polityki”, Abramowicz był właścicielem idealnym. Nie tylko wjechał do Londynu lawetą pełną pieniędzy, ale przede wszystkim przez kilkanaście lat aktywnie uczestniczył w życiu klubu, podejmował racjonalne decyzje i słuchał głosu kibiców. Ci stali za nim murem, a Abramowicz „troszkę zakochał się w Chelsea”.

Z drugiej strony to, co kibice z zachodniego Londynu od lat wypierają, a wszyscy pozostali skutecznie przypominają: Roman Abramowicz jest oligarchą, który zbudował majątek wykorzystując okres reprywatyzacji po rozpadzie ZSRR. I choć (względnie skutecznie) walczy z zarzutami koneksji z Putinem (w 2021 wygrał sprawę o zniesławienie – zarzucono mu, że zakupił Chelsea na polecenie obecnego prezydenta Rosji), pewne fakty są niezaprzeczalne.

To Abramowicz polecił aspirującego wówczas Wołodię jako następcę Borysa Jelcyna. Później trzymał się w najbliższym otoczeniu prezydenta – w biografii Putina znajduje się wzmianka, że relacja pomiędzy oboma panami przypomina relację „ojca z ulubionym synem”.

I tyle powiedzieć wystarczy.

Skąd więc takie oświadczenie?

Matt Law, dziennikarz z tzw. „Tier 1” dla Chelsea, przekonuje, że oświadczenie Rosjanina jest przede wszystkim zagrywką PR-ową. Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie, cały świat otworzył swój front przeciwko Rosji. W Wielkiej Brytanii rozpoczęła się otwarta walka rządu z oligarchami.

Na liście, którą sporządził więzień polityczny i były dziennikarz Aleksiej Nawalny, znalazło się 8 nazwisk, które – jego zdaniem – powinny w pierwszej kolejności zostać obarczone sankcjami celem powstrzymania Rosji. A wśród nich – udziałowiec Evertonu Aliszer Uzmanow i właśnie Abramowicz.

 

Najkonkretniej brytyjscy politycy zadziałali na rzecz wykluczenia Romana Abramowicza z życia na wyspach, permanentnie zakazując mu zamieszkania w kraju. Tym razem działania są wymierzone już bezpośrednio wobec niego – wszelkie wnioski o wizę, niezależnie czy wystosowane z użyciem rosyjskiego, izraelskiego czy portugalskiego obywatelstwa (Abramowicz posiada cały komplet), będą odrzucane.

Kolejny krok dotyczy zamrożenia (a być może nawet odebrania) aktywów. I w tym momencie, w obliczu realnego zagrożenia utraty własności nad Chelsea, pojawia się wspomniane wyżej oświadczenie.

Co oznacza to oświadczenie?

Żeby je lepiej zrozumieć, warto nakreślić obecną rolę Abramowicza w klubie. „Realna” władza należy do Mariny Granowskaji i Petra Cecha – to oni pociągają za wszystkie sznurki w londyńskiej siedzibie. Przed postawieniem kropki nad „i” wykonują jedynie telefon do właściciela, który daje (lub nie) zielone światło do działania.

Trudno postrzegać jego ruch jako próbę uniknięcia sankcji – te mogą nastąpić w każdej chwili (w chwili pisania tego tekstu, tj. w sobotę 26.02, godz. 23:30, UE mrozi aktywa rosyjskich biznesmenów, Wielka Brytania jeszcze nie – przyp. red.) i nawet zrzeczenie się funkcji wykonawczej nie będzie miało żadnego znaczenia. Abramowicz pozostaje bowiem pełnoprawnym właścicielem klubu i jeśli komuś zabierać, to właśnie jemu.

 

PR-owo – ster trafia w ręce tzw. „Charity Fund”, czyli zarządu złożonego z sześciu osób – prezesa klubu Bruce’a Bucka, trenerki drużyny kobiecej Emmy Hayes, prawnika sportowego Johna Devine’a, byłego posła Sir Hugh Robertsona, Piara Powara i Paula Ramosa.

Realnie – nie zmienia się absolutnie nic. Abramowicz zwyczajnie usuwa się w cień, by przy obecnych wydarzeniach nie narażać klubu na straty wizerunkowe.

Kluczowym aspektem tego posunięcia wydaje się być zabezpieczenie kluczowej pozycji względem możliwych posunięć rządu. Gdyby wczoraj odebrano i znacjonalizowano klub Abramowiczowi, jego rola wymagałaby obsadzenia, potencjalnie przez zupełnie przypadkowych ludzi.

Otwierają się portfele…

Choć źródła bliskie klubowi wykluczają tę możliwość, Chelsea może zostać też sprzedana. W ciągu ostatnich dni ujawniono zainteresowanie kilku potencjalnych inwestorów, którzy podejmą próbę przekonania Abramowicza do definitywnego rozstania się z „The Blues”.

Niewykluczone jednak, że poczekają na potencjalną konfiskatę – wtedy ilość koniecznych do wyłożenia pieniędzy może się zmniejszyć o olbrzymi dług Chelsea wobec Abramowicza, wynoszący ponad miliard funtów.

Niezależnie od okoliczności, każda transakcja dotycząca Chelsea byłaby wręcz bezprecedensowym wydatkiem w świecie futbolu. Na szali leży bowiem aktualny mistrz Europy i świata, jego kadra, czołowa szkółka i olbrzymia baza kibiców. KPMG wycenia ten zestaw na 1,9 miliarda euro – dla porównania Newcastle United zostało sprzedane za około 300 milionów.

Dzieci i Chelsea głosu nie mają

Niezależnie od tego, czy oświadczenie Abramowicza jest jedynie PR-ową zasłoną dymną, czy też szachowym posunięciem, oczywiste jest, że Chelsea znajduje się teraz w niezwykle trudnej sytuacji. Głos społeczeństwa, w pewnym stopniu napędzany budowaną przez lata niechęcią do londyńskiego klubu, ale przede wszystkiem sprzeciwem względem polityki rosyjskiej, domaga się od rządu działania twardą ręką.

Oliwy do ognia dolały działania klubu w mediach społecznościowych – podczas gdy cały sportowy świat okazuje wsparcie Ukrainie, Chelsea nagłaśnia sprawie… homofobii.

 

Nie zabierając głosu w sprawie wojny, klub zostawia mało przestrzeni do interpretacji. W niedzielę o godzinie 17:30 piłkarze Chelsea zagrają z Liverpoolem w finale pucharu Carabao. Dzień wcześniej Everton, wbrew interesom Uzmanowa, okazał poparcie walczącym Ukraińcom.

Dla Chelsea – nadzwyczaj paradoksalnie – przedmeczowy manifest polityczny będzie kluczową okazją by udowodnić, że w klubie liczy się jedynie piłka.

CZYTAJ TEŻ >>> Piłkarze błagają o pomoc. Uciekają z Ukrainy

Fot. Wiki Commons

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »