Ładniak: Poszedłem w inną stronę niż reszta kierowców

Szymon Ładniak to wyjątkowo utalentowany kierowca wyścigowy. 19-latek ściga się w czołowej serii TCR, a niedawno otrzymał angaż w fabrycznym zespole Liqui Moly Team Engstler. W rozmowie z TheSport.pl tłumaczy, na czym polegają wyścigi aut turystycznych, wyjawia w jaki sposób jego zespół zbudował profesjonalny symulator wyścigowy oraz zdradza swoje sportowe plany na przyszłość.

Damian Filipowski: Na czym polega seria TCR? Czym ta odmiana różni się od pozostałych serii?

Szymon Ładniak: TCR to międzynarodowa organizacja, która założyła klasę o takiej samej nazwie (Touring Car Racing – wyścigi aut turystycznych). Takie serie są organizowane na całym świecie. Organizatorzy mogą założyć swoją własną serię narodową i każda z nich może mieć lekko odmienne przepisy, różne tory, ale samochody pozostają takie same na całym świecie. Osobiście ścigam się w TCR Germany.

Dlaczego wybrałeś akurat serię niemiecką? Czynniki geograficzne?

Wybrałem TCR Germany, bo to prawdopodobnie najsilniejsza seria na świecie. Jeżdżą w niej zawodnicy, którzy jeździli w mistrzostwach Europy i świata. Poziom jest tutaj zdecydowanie najwyższy. Poza tym jestem związany już od czterech lat z ADAC (niemiecki odpowiednik PZMot), więc dołączenie to niemieckiej serii było naturalnym krokiem. Później będzie to najprawdopodobniej TCR Europe.

W tym sezonie już przed startem osiągnąłeś duży sukces, ponieważ dostałeś się do fabrycznego zespołu Liqui Moly Team Engstler współpracującym z Honda Racing. Jak do tego doszło? Ilu zawodników stara się o angaż w takiej ekipie?

Zespół zaprosił kilkoro juniorów na testy, które początkowo się nie odbyły ze względu na sytuacje pandemiczno-prawną. Później otrzymałem zaproszenie na kolejne testy do Włoch. W ich trakcie powiedziano mi, że radzę sobie tak dobrze, że zespół chce podpisać ze mną kontrakt na sezon 2022. Inni juniorzy, którzy pierwotnie dostali szanse, automatycznie stracili ją, bo ja zostałem już wybrany.

To twój trzeci sezon w TCR Germany i szósty ogółem. Jak dużym ułatwieniem pod względem logistyczno-budżetowym jest dla ciebie fakt, że trafiłeś do fabrycznego zespołu?

Mój samochód będzie transportowany z toru do siedziby zespołu i z siedziby na tor. Tam pojazdy są regularnie rozbierane na drobne śrubki i serwisowane. Przychodząc do zespołu otrzymałem również wsparcie finansowe od Liqui Moly Team Engstler jako sponsora. Ułatwiło mi to bardzo kompletowanie budżetu na sezon, ponieważ otrzymałem z góry gwarancję, że dostanę określone środki finansowe, dzięki czemu sezon będzie dla mnie mniej kosztowny.

Z jakimi kosztami musi liczyć się zawodnik TCR, aby przejechać pełny sezon? Jaka część z tego to środki własne, a jaka to wsparcie sponsorów?

Każdy zawodnik, który zamierza liczyć się w stawce, mieć dobry samochód i być dobrze przygotowanym do sezonu, musi szacować budżet między 200 a 250 tys. euro. W moim przypadku wsparcie sponsorskie pomniejszyło wymaganą kwotę o około 1/3.

Przygotowując się do sezonu, jakie koszty musisz uwzględnić w swoim budżecie?

Poza kosztami, które są widoczne gołym okiem, jak samochód, zużycie części, dojazdy, samoloty etc. dużą część środków pochłania także „sztab”, czyli psycholog sportowy, trener czy inżynier. Należy także wykonywać dość często różne badania, co w skali całego roku przekłada się na konkretną sumę. Dodatkowo regularnie inwestujemy w sprzęt i staramy się sprawdzać nowinki na rynku, by rozwijać się regularnie także pod względem technicznym.

Jesteś w serii TCR trzy lata. Wiemy, że legendarni kierowcy F1 trenowali już od najmłodszych lat. Od którego roku życia jesteś związany z motorsportem? 

Moja historia łączy pewne skrajności – jestem przypadkiem, który poszedł w inną stronę niż reszta kierowców. Nie ścigałem się w profesjonalnym kartingu, a z kartingu halowego przeszedłem od razu do samochodów. Pierwszy sezon zaliczyłem mając 14 lat i tak jak inni zawodnicy przechodziłem z jednego szczebla na kolejne. Sam motorsport natomiast jest w moim życiu niemal od zawsze. Wspólnie z moim tatą pasjonuję się szeroko rozumianymi sportami samochodowymi – od offroadu po F1. 

Wspomniałeś o swoim tacie. To on zaszczepił w tobie miłość do motorsportu? Jaką pełni rolę w twoim zespole?

Obydwaj jesteśmy pasjonatami samochodów, więc na pewno w ogromnej mierze się do tego przyczynił. Tato jest moim partnerem, przyjacielem i menedżerem. Pomaga załatwić mi ogromną ilość rzeczy i wspiera w podejmowaniu decyzji, natomiast od samych wyścigów się dystansuje, abym miał w tym większą swobodę.

Masz uczucie, że pozostajesz niezauważony w kraju mimo swoich sukcesów? Postrzegasz to jako problem czy starasz się konsekwentnie robić swoje?

Jestem bardziej skupiony na sobie. Nie koncentruje się na tym, czy jestem mniej lub bardziej popularny, choć to na pewno istotne dla moich sponsorów i jest to ważny aspekt mojej kariery. Wychodzę jednak z założenia, że to wszystko przyjdzie z czasem.

Jak wygląda fizycznie weekend wyścigowy w serii TCR?

U nas wygląda to podobnie jak w F1, gdzie mamy piątkowe treningi, sobotnie kwalifikacje i niedzielny wyścig. Różnica polega na tym, że my mamy dwa treningi półgodzinne i w sobotę rano kwalifikacje, a wyścig po południu. W niedzielę jest tak samo.

Czy w serii aut turystycznych tak samo dużą rolę grają pieniądze i budżet zespołu jak np. w F1 czy większe znaczenie ma połączenie sprzętu z umiejętnościami kierowców?

Pieniądze zawsze pełnią bardzo ważną rolę, również w motorsporcie. To niezwykle istotne – mając samochód, co X kilometrów trzeba wymieniać osie, co Y silnik, a co Z skrzynię biegów. Takich aspektów jest bardzo wiele. Samochód  wymaga nieustannych inwestycji, aby był w optymalnym stanie technicznym. Trzeba jednak rozwijać również umiejętności – jeździć na testy i trenować. To właśnie treningi są najdroższe.

Skąd pomysł, aby zbudować symulator i jak udało się go wdrożyć?

Budowa symulatora to pokłosie budżetowych problemów z treningami. Jak już mówiłem – treningi są najdroższe. To była nasza bolączka, dlatego że mogliśmy pozwolić sobie na wyścigi, ale na treningi już nie. Widzieliśmy bardzo duży potencjał w symulatorach – miałem już jeden w domu, który dawał dobre efekty. Chcieliśmy zbudować profesjonalny symulator, który jest w stanie odzwierciedlić odczucia, jakie towarzyszą nam podczas jazdy na torze wyścigowym, idąc wzorem zespołów Formuły 1. 

W tym celu skontaktowaliśmy się z Rosberg Team, który jest najbardziej utytułowanym zespołem w serii DTM. Widzieliśmy, jaki oni mają sprzęt i stwierdziliśmy, że my jesteśmy w stanie zbudować podobny lub nawet taki sam. Następnie zaczęliśmy szukać osób, które mogą nam w tym pomoc. Wiele z nich uważało, że ten projekt jest bezsensowny, głupi, niepotrzebny albo za drogi. My nie daliśmy jednak za wygraną i znaleźliśmy odpowiednich inżynierów, którzy pomogli nam go zbudować. Było w tym dużo odwagi, brawury i spontaniczności. Łącząc wszystkie najlepsze elementy, jakie znaleźliśmy na rynku i wkładając w to dużą dozę kreatywności, zbudowaliśmy symulator, który jest najnowocześniejszą jednostką w Polsce i jednym z najlepszych tego typu urządzeń w Europie.

Jak bardzo taki symulator odciąża wasz budżet w kontekście sezonu? Czy planujecie jego rozwój?

Zakładając, że każdy kilometr przejechany na symulatorze kosztowałby tyle samo co na torze wyścigowym, to spokojnie możemy mówić o milionach euro. Symulator jest regularnie rozwijany, głównie pod kątem software. Jeśli chodzi o hardware, osiągnęliśmy poziom, który jest w pełni satysfakcjonujący i wystarczający do rozwoju. Teraz trzeba tylko z niego korzystać.

Za pomocą symulatora możesz poruszać się po torach z serii TCR? 1:1? 

Tory, na których ścigam się w rzeczywistości, są odwzorowane na symulatorze, ale korzystać z niego mogą także kierowcy innych serii. Jedynie jeśli chodzi o kierowców, którzy jeżdżą bolidami, należałoby wprowadzić zmiany pod kątem hardware, ponieważ oni ścigają się w kokpicie. Jeżeli ktoś chciałby jeździć w monokoku, to musielibyśmy go zamontować i zdjąć karoserię, a to byłoby zbyt pracochłonne i skomplikowane. Wszelkie inne serie da się u nas trenować.

Jaki był łączny koszt budowy symulatora?

Szacujemy tę sumę na około 100 tysięcy euro, wliczając w to wszelkie rozmowy, know-how, sprzęt i software.

Symulator przywodzi na myśl kwestię simracingu. Historię niektórych zawodników pokazują, że jeżdżąć w takiej serii również można wywalczyć angaż w prawdziwych wyścigach. Uważasz, że simracing może być dla ciebie elementem rozwoju lub stanowić alternatywę poza sezonem dla jazdy na torze?

Jeśli chodzi o simracing na poziomie profesjonalnym to jak najbardziej można się w nim rozwijać za pomocą symulatora. Nie może to być jednak alternatywa dla kierowcy wyścigowego z prostej przyczyny – są wyścigi w rzeczywistości i są wyścigi wirtualne. Alternatywną dla mnie może być np. TCR w Malezji, a alternatywą dla simracingowca jest inna seria simracingowa. Wiem, że to stwierdzenie może się nie spodobać wielu osobom, ale wyścigi simracingowe są inne niż te w rzeczywistości. Oczywiście simracingowcy mogą się ścigać w rzeczywistości, jak i na odwrót. Dla mnie jest to jednak tylko dodatkowa opcja treningu – wartością najwyższą pozostaje ściganie się na prawdziwym torze.

Jaki jest twój cel na ten sezon? Mistrzostwo? A co potem?

Zdecydowanie. Moim celem jest wygrana tytułu. Jeżeli chodzi o przyszłość, to czas pokaże. Dopiero rozpoczęliśmy ten sezon, dogaduje się coraz lepiej z zespołem i na bieżąco będziemy rozmawiać o przyszłości. Nie ukrywam, że bardzo chciałbym przejść na następny poziom w przyszłym roku, ale na to jest jeszcze czas. Zwieńczeniem moich marzeniem na pewno nie jest TCR sam w sobie. Moim marzeniem jest wygrana w mistrzostwach świata wyścigów długodystansowych.

Damian Filipowski

Udostępnij

Translate »