Stwórzmy sobie skoczków – chińska myśl treningowa

O tym, że Chińczycy mają rozmach, nie trzeba nikogo przekonywać. Na zimowe igrzyska w Pekinie zdecydowali, że nie tylko stworzą kilka kompleksów skoczni, ale również… samych skoczków narciarskich. Chińscy zawodnicy, przygotowując się do igrzysk, zaczynali treningi od… nauki jazdy na nartach, ale za to pod okiem najlepszych trenerów na świecie.

Milionowe inwestycje

Gdy w 2015 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował, że kolejne po Pjongczangu zimowe igrzyska olimpijskie odbędą się w Pekinie, Chińczycy przystąpili do szeroko zakrojonych przygotowań – nie tylko w kontekście niezbędnej infrastruktury i budowy sportowych kompleksów, ale również rozwoju chińskich zawodników sportów zimowych, którzy raczej nie brylują na światowych imprezach.

Zaczęło się oczywiście od budowy obiektów, w tym skoczni narciarskich. Futurystyczny kompleks olimpijski powstał w oddalonym od Pekinu o 180 km Zhangjiakou i składa się z dwóch skoczni o rozmiarze K125 i K95, a łączny koszt jego budowy wyniósł 114 milionów euro. To jednak nie wszystko – przecież chińscy skoczkowie muszą mieć optymalne warunki do treningów. W tym celu powstał drugi kompleks narciarski w Laiyuan, składający się z dwóch skoczni o bliźniaczych parametrach do tych olimpijskich oraz jednej K65 i… tunelu aerodynamicznego. Co ciekawe, na wizualizacjach była widoczna również skocznia mamucia, ale przynajmniej tymczasowo, krajowe władze zrezygnowały z budowy „chińskiej Planicy”.

 

Obiekty są – to teraz skąd wziąć skoczków?

W olimpijskich przygotowaniach krajowe obiekty miały jednak i tak pełnić funkcję jedynie pomocniczą – proces szkolenia chińskich zawodników przeniesiono bowiem do Europy.

Pomysłem chińskich działaczy na rozwój krajowych skoczków miało być zaangażowanie w proces ich kształcenia doświadczonych, utytułowanych trenerów. W 2018 koordynatorem całego projektu rozwoju chińskich skoków narciarskich został słynny fiński trener – Mika Kojonkoski. Oprócz niego trenowaniem gospodarzy nadchodzących igrzysk w Pekinie mieli zająć się m.in. inni Finowie – Janne Väätäinen i Jani Klinga, Słoweńcy – Jure Radelj i Miran Zupanči oraz kilku Norwegów. Na pewnym etapie zatrudniono także doskonale znanego polskim kibicom Austriaka – Heinza Kuttina, który zaangażował się w rozwój kobiecej drużyny. „Bazą treningową” chińskich skoczków została Skandynawia, ale zawodnicy trenowali również w Słowenii, gdzie w 2019 roku zorganizowano nawet… mistrzostwa Chin. Najdłuższy skok konkursu na obiekcie HS102 wyniósł wtedy 96 metrów. Warto wspomnieć, że Chińczycy rozważali również organizację treningów w Polsce – takie rozmowy były prowadzone w Szczyrku.

Zanim jednak azjatyccy zawodnicy nauczyli się szybować na „ekstremalne” odległości, wielu z nich… zaczynało od nauki jazdy na nartach. Większość zawodników rozpoczęła bowiem treningi z Finami i Norwegami dosłownie od podstaw, a część z nich, odwiedzając Europę, po raz pierwszy w życiu widziała śnieg.

– Na początku chodziło po prostu o stanie na nartach. Później doszło bieganie i jeżdżenie, a na końcu skakanie i treningi mentalne. Największym wydarzeniem dla naszych uczniów były ich pierwsze skoki. Osiągali odległości dla nas śmieszne, ale dla nich przerażające, bo aż… cztery metry – wspomina Kojonkoski.

Oczywiście nie wszyscy zawodnicy rozpoczynali naukę od podstaw – np. Chang Xinjue – Chinka, która brała już udział w igrzyskach w Pjongczangu – jako jedyna reprezentantka swojego kraju w skokach narciarskich.

Po treningach w Europie przyszedł czas na skoki w kraju – Kojonkoski wraz z chińską kadrą udali się na zgrupowanie do  Laiyuan.

– Tam treningi były inne, z presją i ingerencją działaczy oraz polityków. Jednak z drugiej strony w ośrodku, w którym ćwiczyliśmy, mieliśmy do dyspozycji zaawansowany technologicznie tunel aerodynamiczny. To był przełom, mogliśmy korzystać z niego bez żadnych ograniczeń – ocenia fiński trener.

 

Koniec współpracy

Rezultaty osiągane przez młodych chińskich skoczków były świetne – oczywiście biorąc pod uwagę, od czego zaczynali. Kojonkoski szybko został okrzyknięty „cudotwórcą”. 

– Wielu z tych zawodników nigdy nie jeździło na nartach ani nie widziało śniegu, ale mieli niesamowite zdolności fizyczne, potrzebne w skokach. Wznieśli się na światowy poziom w poszczególnych testach skocznościowych, wyróżniali się świetną koordynacją. W ciągu roku przeszli drogę od niejeżdżących na nartach do skaczących na 90-metrowych skoczniach narciarskich – mówił Clas Bede Brathen, szef norweskich skoków.

Współpraca z Chińczykami z perspektywy Kojonkoskiego wcale nie układała się jednak wzorowo. Po mistrzostwach Chin w Planicy Norwegowie otrzymali maila od Chińskiej Federacji Narciarskiej, w której ta informuje, że postanawia zakończyć współpracę.

Takiego działania skandynawscy działacze zupełnie się nie spodziewali. Wcześniej Chińczycy mieli wyrażać zadowolenie z rozwoju kadry, a z dnia na dzień – mimo że poprzedłużali już wszelkie umowy w Europie na najbliższy rok – dosłownie przeprowadzili ewakuację całej ekipy do Chin.

Na miejscu Chińczycy pozostawili również długi – nieuregulowane rachunki w Norwegii pozostawione przez gospodarzy igrzysk w Pekinie opiewały na sumę, która odpowiada równowartości 2 milionów złotych.

Kojonkoski przyznał, że jego podejście do treningów i młodych zawodników od początku różniło się od tego, jakie miały chińskie władze. Podczas jednego z obozów jeden z chińskich działaczy stwierdził, że należy wywierać większe naciski na sportowców. Efekt? – złamanie obojczyków przez trójkę chińskich skoczków podczas jednego z „intensywnych” treningów.

Z kolei gdy Fin zobaczył płaczące chińskie skoczkinie i zażądał wyjaśnień od chińskich działaczy, Azjaci poczuli się bardzo urażeni. Tak bardzo, że… podziękowali fińskiemu trenerowi za współpracę.

– Byłem stanowczy, takie jest moje podejście. Zagroziłem, że jeśli tak ma wyglądać atmosfera w drużynie, to zakończymy wspólną działalność. Godzinę później otrzymałem telefon, że nasza współpraca nie będzie kontynuowana – przyznał Kojonkoski. – Z jednej strony jestem rozczarowany, z drugiej odczuwam ulgę, ponieważ wystarczająco wiele było wokół tego problemów. Im lepsi byli skoczkowie, tym więcej było kłopotów – zakończył Fin.

Chińczycy „jadą” na igrzyska

Ostatecznie gospodarze imprezy i tak dopięli swego. Łącznie 19 podopiecznych Kojonkoskiego skakało w Pucharze FIS, 8 w Pucharze Kontynentalnym i 4 w Grand Prix, a prawo do startu w igrzyskach wywalczył jeden chiński skoczek i dwie skoczkinie. 

W rywalizacji mężczyzn zobaczymy 21-letniego Song Qiwu – rekordzistę Chin w długości skoku (141,5 metra) oraz dwie zawodniczki – Dong Bing oraz Peng Qingyue. Pierwsza z nich ma za sobą udane występy w kobiecym Pucharze Świata oraz Pucharze Kontynentalnym, natomiast druga, choć ma zaledwie 17 lat, brała udział w zawodach FIS Cup, gdzie raz zdarzyło jej się nawet wygrać.

 

Fot. Twitter

Filip Skalski

Udostępnij

Translate »